![]() | Nr 6/2001 (24). Zabezpieczenie i ochrona zbiorów. Polemika |
![]() ![]() |
|
![]() |
Tadeusz ZarzębskiPolityka bibliotecznaczyli sztuka rządzenia sprawami bibliotecznymi | ![]() |
..."nie tylko powodzenie całości zależy Przytoczona w tytule definicja "polityki", jako sztuki (umiejętności) rządzenia państwem2) oraz motto z pracy wybitnego prakseologa - stanowią podstawę poniższych wypowiedzi. Myśl o kształtowaniu - według jednolitej koncepcji - całych zespołów bibliotek skupionych na określonym terytorium (państwa lub jego regionu) od dawna nurtuje bibliotekarzy. Biblioteka, jako uporządkowany i celowo dobrany zbiór zapisów myśli, stanowi najważniejszą instytucję komunikowania się autora z czytelnikiem. Najważniejszą, ponieważ czytelnik ma możność nie tylko zapoznawania się z tą myślą, ale również z jej oceną. A przede wszystkim - ma możność dokonywania doboru tekstów do własnych zainteresowań. Dlatego biblioteka zawsze była i jest - najważniejszym kanałem komunikacji społecznej, ponieważ - ignorując przestrzeń i czas oddzielające autora i czytelnika - tworzy dogodne warunki dla dokonywania się aktu tej komunikacji. Jeżeli zapis myśli miał tak ogromny wpływ na rozwój kultury i cywilizacji, to również ta ranga przenosi się na bibliotekę, która te zapisy gromadzi, porządkuje oraz (i przede wszystkim) udostępnia. Pogląd taki jest prawdziwy również dziś, gdy istnieją inne (niż kodeksowa książka) środki komunikowania się. Pomimo tak pochlebnych osądów o roli biblioteki przyznać trzeba, że nie cieszy się ona najwyższym prestiżem społecznym, co przekłada się także i na zawód bibliotekarza. Mimo to - nie ma dziś chyba takiej dziedziny życia społecznego, w której nie występowałaby (mniejsza lub większa, lepiej lub gorzej zorganizowana) biblioteka. Jeżeli tak, to można by zadać pytanie: dlaczego współczesne państwo nie prowadzi długofalowej polityki bibliotecznej wobec wszystkich bibliotek działających na jego terytorium? Dlaczego każdy (dziś i w przeszłości) zarządzający biblioteką skupia swą uwagę tylko na zgromadzeniu optymalnej liczby tekstów dla potrzeb aktualnie korzystających czytelników? Dlaczego tak powoli i opornie toruje sobie drogę myśl, że "żadna biblioteka nie może być samowystarczalna"3)? Dlaczego z takimi oporami państwo podejmuje długofalowe działania optymalizujące funkcjonowanie bibliotek, a nawet ich ekonomizację i racjonalizację - polegające na osiąganiu optymalnego skutku przy takich samych nakładach? Pojęcie "polityki"Wyraz ten obarczony jest wieloznacznością. Istnieje też bardzo wiele definicji tego pojęcia. Nas tu interesuje arystotelesowskie określenie polityki, jako sztuki rządzenia w państwie, dochodzenia do wyboru najdoskonalszych struktur i metod zarządzania, z punktu widzenia obywateli państwa oraz dobra publicznego. Obywateli - bo to właśnie oni najlepiej potrafią ocenić skuteczność funkcjonowania tej wielkiej organizacji społecznej, jaką jest państwo. Arystoteles posłużył się tu nawet pewną analogią, że to nie budowniczy domu ale jego mieszkańcy najlepiej potrafią ocenić zbudowany im dom. Przenosząc to na sprawy biblioteczne, należałoby określić politykę biblioteczna - jako nieustające czuwanie państwa nad doskonaleniem struktur, optymalizowaniem wszelkich środków, metod i technik służących zaspokajaniu potrzeb obywatela w zakresie dostępu do zapisów myśli, a także i harmonizację tego kanału komunikowania się z poszczególnymi dziedzinami życia publicznego - nauką, edukacją, kulturą, gospodarką narodową i in. Warto zauważyć, że w pojęciu "polityka biblioteczna" zawiera się pewne działanie - bardziej programujące niż zarządzające. Konkretność drugiego rodzaju działań oraz pewna "ogólność" pierwszego sprawia, że politykę identyfikuje się - zupełnie niesłusznie - z jakimś rodzajem działań strategicznych, o skończonych celach i określonych środkach ich realizacji. Przynajmniej w odniesieniu do polityki bibliotecznej, taki pogląd nie może być prawdziwy, chociażby z tego względu, że biblioteka tworzona jest i działa "przez pokolenia" obywateli-czytelników - w zmieniającym się otoczeniu bibliotek. Czy polityka biblioteczna jest potrzebna?Na tak postawione pytanie należy odpowiedzieć twierdząco. Biblioteki bowiem spełniają jednorodną, ale powszechnie występującą funkcję skierowaną, bezpośrednio lub pośrednio, do każdego obywatela. A przecież chodzi tu o nie byle jaką funkcję, ale o komunikowanie się obywateli z autorami, o przepływ wiedzy i informacji, tak niezbędne każdemu we współczesnym świecie. Już tylko to - skłaniać powinno do takiego zorganizowania polityki bibliotecznej w państwie, aby ponad wszelkimi decyzjami administracyjnego zarządu dominowała kompetentna myśl, konsekwentnie kontynuowana (z koniecznymi modyfikacjami) przez pokolenia. A zatem, polityka biblioteczna powinna być zorientowana na:
A oto konkretniejsze przykłady skutków braku polityki bibliotecznej. W niektórych lokalnych samorządach realizowany jest oszczędnościowy program łączenia bibliotek szkolnych z bibliotekami publicznymi. Tak powstała hybryda nie może zaspokoić ani potrzeb uczniów i nauczycieli (realizujących program nauczania) ani też potrzeb obywateli w społecznościach lokalnych, obsługiwanych dotąd (i wszędzie) przez biblioteki publiczne. Skutki ignoranckich decyzji ujawnią się później, tymczasem pracownicy obu bibliotek (zagrożeni utratą zatrudnienia) nie oponują. Kto ma zahamować takie trendy? Dawno już zauważono, że zainteresowania czytelników skupiają się na publikacjach najnowszych, w których wykorzystywana jest krytycznie myśl zawarta w publikacjach wcześniej wydawanych. Ten fakt powoduje, że w bardzo wielu bibliotekach przechowuje się publikacje faktycznie zbędne.4) W jaki sposób prowadzić bieżącą selekcję zbiorów we wszystkich bibliotekach w kraju, aby nie utracić kontaktu z publikacją, która wcześniej pełniła żywe funkcje komunikacyjne i może być użyteczna do badań naukowych (treściowych i bibliologicznych). Rozwiązanie tego problemu pozwoliłoby wszystkim bibliotekom w kraju usprawniać bieżąca działalność. Problem może być rozwiązany tylko globalnie w skali krajowej polityki bibliotecznej. Repartycja i funkcjonowanie egzemplarza obowiązkowego (EO) w ogólnokrajowej sieci bibliotecznej budzi wiele uzasadnionych wątpliwości. Ustanowienie takiego "egzemplarza" miało służyć: trwałej archiwizacji produkcji wydawniczej oraz jej bibliograficznej i statystycznej rejestracji. Rozszerzenie liczby bibliotek otrzymujących EO spowodowało zmianę funkcji tego egzemplarza jako formy uzupełniania zbiorów ("egzemplarz zaopatrzeniowy") oraz osłabiło motywacje wydawców w skrupulatnym wypełnianiu takiego zobowiązania - w najlepiej rozumianym interesie własnym oraz w interesie kultury narodowej. Skutek - liczne luki w zasobie EO i trwałe "zapodziewanie" się niektórych publikacji. Może trzeba uruchomić nieracjonalne działanie, a chroniąc (także biblioteki) przed VATem na publikacje - uruchomić państwowy fundusz biblioteczno-wydawniczy na uzupełnianie zbiorów bibliotecznych oraz na dotowanie niskonakładowych publikacji naukowych. Kształcenie kadry fachowej dla wszystkich bibliotek w kraju, pozornie należące do gestii resortu edukacji, wymaga rozwiązania w strukturach organu polityki bibliotecznej. A jest tych problemów bardzo wiele, także w zakresie organizacji studiów5) wyższych, co będzie miało zasadniczy wpływ na przyszły kształt polskiego bibliotekarstwa, także na przyszłe funkcjonowanie polityki bibliotecznej w naszym kraju. A wielka sprawa współpracy bibliotek (działów większych bibliotek) wykonujących funkcje komunikacyjne w tym samym zakresie, wobec takich samych specjalistów ale na obszarze różnych części naszego kraju.4) A ogromne koszty finansowe i społeczne ponoszone na wszelkiego rodzaju prace badawcze (w tym także prace: dyplomowe, doktorskie i habilitacyjne). Czyż nie jest konieczna jakaś koordynacja (informacyjna lub wsparta dotacją) w podejmowaniu tematów służących naukowej refleksji także przy formułowaniu wystąpień Krajowej Rady Bibliotecznej do resortowych i samorządowych organów sprawujący administracyjny zarząd nad bibliotekami? A ileż to innych problemów czeka na właściwe rozwiązanie w zakresie usprawniania udostępniania zbiorów i doskonalenia metodyki pracy z czytelnikiem w bibliotekach tego samego typu, tej samej sieci. Wiele z wyżej wykazanych (przykładowo) problemów nie może być rozwiązanych na poziomie pojedynczej biblioteki, czy nawet resortu (w tym: resortu kultury). Wymagają one głębszego namysłu, ogólniejszej refleksji a nie doraźnych działań urzędniczych i doraźnej "produkcji" nowych przepisów prawnych. Inicjatywa poprawiania wielu spraw bibliotecznych musi wyjść z kompetentnego organu polityki bibliotecznej. Żaden bowiem urzędnik ministerialny (nawet wysokiej rangi) nie odważy się podjąć takiego przedsięwzięcia, chociażby z tego względu - że musi ono wynikać z głębokiej wiedzy merytorycznej oraz widzenia także spraw bibliotecznych jako części całości (vide motto), tj. różnych dziedzin życia społecznego. Odkładanie tych spraw do załatwienia dla administracji państwowej (czy samorządowej) w składzie kolejnej "nowej" kadencji, niczego nie rozwiązuje, wręcz przeciwnie powiększa te problemy do "przerażających" rozmiarów i kosztów naprawy. Oby tylko (broń Boże) nie podejmowano ich w ramach doraźnych "czynów" albo "akcji". Organizacja polityki bibliotecznejIstnienie państwowej polityki zakłada (ex definitione), że ma ona być:
Dlaczego tak? Bo:
To właśnie organizacyjne rozproszenie bibliotek, tworzonych przez i dla wielu pokoleń w sposób szczególny wymusza konieczność ukształtowania i prowadzenia jednolitej (ciągle modyfikowanej i aktualizowanej) polityki bibliotecznej państwa. I to pomimo, że wiele jest innych dziedzin działalności państwa o wyższym, niż biblioteki prestiżu społecznym. Biblioteka - wbrew pozorom - wcale nie jest instytucją "tanią", zwłaszcza jeżeli uwzględni się koszty, poniesione na jej istnienie w przeszłości i przez przeszłe już pokolenia. Dlatego właśnie, troska o biblioteki jest także przejawem poszanowania państwa dla dziedzictwa przeszłych pokoleń. A może ta niechęć państwa w stanowieniu organów polityki (także bibliotecznej) wynika z obawy utraty nadzoru nad takim organem, a nawet konieczności pewnego "podporządkowania się" jego opiniom. Może to dlatego w żadnym państwie nie znajdziemy zadowalającego wzorca do naśladowania, a działania w zakresie polityki (wcześniej lub później) identyfikują się ze sprawowaniem zarządu nad bibliotekami, przy większym lub mniejszym współudziale doradców rządowych oraz organizacji społecznych. Czy taki stan można uznać za zadowalający? Dlaczego tak się dzieje i nie tylko w odniesieniu do bibliotek. Dlaczego wybitnym znawcom spraw bibliotecznych tak trudno jest zaangażować się w kształtowanie całego bibliotekarstwa krajowego? To sprawy chyba na odrębny temat do rozpoczętej na tych łamach dyskusji. Polityka biblioteczna w Polsce - wczoraj i dziśZagadnienie polityki bibliotecznej frapuje polskie środowiska intelektualne od prawie ćwierci tysiąca lat. Podejmowano je bowiem już w Komisji Edukacji Narodowej,6) która faktycznie pełniła takie funkcje wobec edukacji, nauki oraz bibliotek. Organem wykonawczym postanowień KEN była administracja szkolna (według hierarchii szkół), co udokumentowane jest w dziejach polskiego prawa bibliotecznego. Już w okresie zaborów (1821 r.) S. B. Linde przedstawił projekt powołania "Generalnej Dyrekcji Bibliotecznej Krajowej" w Królestwie Polskim.7) Projekt ten zrealizowano dopiero w 1946 r. powołując Naczelną Dyrekcję Bibliotek (NDB) w Ministerstwie Oświaty. NDB miała (w latach 1946-1949) doskonałe warunki działania: prawie wszystkie biblioteki (naukowe, szkolne, publiczne i in.) skupione były w jednym resorcie, więc wdrażanie założeń polityki bibliotecznej ograniczało się do uzgodnień międzydepartamentowych oraz decyzji ministra. NDB miała również własną bazę naukową - Państwowy Instytut Książki (pod kierunkiem Adama Łysakowskiego) w Łodzi. Ten krótki okres istnienia NDB zaowocował pozytywnie impulsem początkowym dla całej powojennej odbudowy polskiego bibliotekarstwa. Wtedy też znalazły się - w przepisach dekretu z dnia 17 kwietnia 1946 r. o bibliotekach i opiece nad zbiorami bibliotecznymi (Dz. U. 26 poz. 163) - przepisy o powołaniu całego systemu rad bibliotecznych (krajowa, wojewódzkie, powiatowe i gminne). Rady te miały wykonywać zadania w zakresie polityki bibliotecznej. Jak wiadomo,8) dekret - przygotowany przez Józefa Grycza jeszcze w podziemnych strukturach delegatury Rządu (londyńskiego) RP na Kraj - nie cieszył się uznaniem partyjnej nomenklatury. Dlatego odwlekano jego realizację (także w ukształtowaniu systemu rad bibliotecznych), a po 1949 roku nawet powoływanie się na przepisy dekretu było "cicho" zakazane. Kiedy zlikwidowano NDB - bibliotekarze zaczęli dopominać się o "umieszczenie przy Prezydium Rady Ministrów ośrodka kierującego i uzgadniającego działalność bibliotek, podległych wszystkim resortom" (uchwały Konferencji Krynickiej Bibliotekarzy w 1951 r. - m.in. na łamach Przeglądu Bibliotecznego). Podobne uchwały pojawiały się i na kolejnych konferencjach bibliotekarzy. A kiedy powołano Państwową Radę Biblioteczną - na podstawie przepisów ustawy z 1968 r. o bibliotekach - nie spełniła ona (w różnych składach osobowych) oczekiwań środowiska bibliotekarskiego. Może dlatego, że krępowała otwartość wypowiedzi członków PRB obecność na jej czele podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Sztuki. W takim układzie dokonywało się też niekorzystne sprzężenie zwrotne pomiędzy doradzaniem i wykonaniem zaleceń. Zresztą - zawsze doradzano królom tylko to, co oni chcieli usłyszeć. Dlaczego? Bo gorliwość "w służbie" zawsze była silniejsza niż "dobro sprawy publicznej". Niestety, ewidentnym przykładem takiej opieszałości oraz niewiary we własne możliwości całego naszego środowiska zawodowego jest aktualnie obowiązująca ustawa z 1997 r. o bibliotekach oraz akty jej towarzyszące. Przygotowanie tej ustawy ma już własną historię. Otóż w stanie wojennym, kiedy rządząca partia chciała zmieniać wszystko (także prawo biblioteczne) wtedy Ministerstwo Kultury i Sztuki zaprosiło ok. 40 przedstawicieli naszego środowiska (także niżej podpisanego) i przedstawiło zadanie: w ciągu trzech miesięcy trzeba przygotować nową ustawę o bibliotekach. Zabierając głos w dyskusji, powiedziałem: że zadanie to wcale nie będzie trudne, ponieważ mamy bardzo dobry wzorzec w postaci aktu z 1968 r. Dlatego też mogę się podjąć przygotowania (z pomocą dwóch osób) projektu wstępnego takiej ustawy, nie w ciągu trzech miesięcy, lecz jednego tygodnia. Ale czy o to chodzi, by przygotować tekst? Czy ustawa ma być autorskim opowiadaniem o bibliotekach, ubranym w prawniczy język i powiązanym ze strukturami obowiązującego w państwie prawa? Ustawa powinna być traktowana tylko jako instrument polityki bibliotecznej. A ponieważ jej nie ma, więc należy posłużyć się Państwową Radą Biblioteczną, która powołać powinna małe (3-5 osobowe) zespoły specjalistów - do wykonania prac analityczno-studialnych. Wnioski z prac tych zespołów powinny posłużyć do opracowania merytorycznych tez do nowej ustawy oraz jej projektu, który w ten sposób uzyska silną podbudowę merytoryczną. Proponując takie działania1) miałem w pamięci kilkuletnie prace podjęte w ad hoc powołanej (liczącej ponad 30 osób) Sekcji Bibliotek i Czytelnictwa Rady Kultury i Sztuki, gdzie właśnie w podobny sposób przygotowano tezy do ustawy oraz jej projekt (w kilkunastu kolejnych wersjach). Projektując powołanie dwudziestu kilku zespołów miałem też złudną nadzieję, że w ten sposób - rozpocznie się szeroka dyskusja nad sprawami bibliotecznymi, a spośród najlepszych jej uczestników uda się wyłonić przyszłych członków organu polityki bibliotecznej państwa. Tak zaangażowane osoby - sądziłem - staną się zbiorowym rzecznikiem "sprawy". Po tym ministerialnym spotkaniu sprawa przygotowania ustawy o bibliotekach przycichła. Potem przyszły wydarzenia polityczne większej rangi niż sprawy biblioteczne, a potem "wybuchła" niepodległa III RP. I znowu sprawa ustawy bibliotecznej stała się aktualna, ponieważ rzeczywiście (a nie pozornie) przebudowywano struktury władz państwowych i samorządowych. Wtedy to właśnie padł projekt powołania Rady Społeczno-Gospodarczej, której nie powołano. Wobec zaistnienia nowego prawa trzeba było zmienić wiele w przepisach ustawy z 1968 r. o bibliotekach. Posunięto się o krok dalej i postanowiono przygotować nową ustawę biblioteczną. I tu ZG SBP, jako społeczna reprezentacja zawodu bibliotekarskiego, wykazało się indolencją. Zamiast włączyć do tych prac kilkadziesiąt osób - najwybitniejszych znawców spraw szczegółowych - zlecono dwóm osobom (w pewnym okresie - pięciu) przygotowanie tekstu projektu. W tym samym czasie powstał w MKIS "urzędniczy" projekt ustawy, będący kompilacją przepisów ustawy z 1968 r. oraz ustawy z 1991 r. o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. Projekt ten uchwalił Sejm, a bibliotekarzom pozostały: jęki, lamenty oraz "inteligenckie" i ambiwalentne milczenie, też wyrażające niezadowolenie. Przypomniałem najnowsze wydarzenia zaistniałe w sytuacji, gdy nie ma polityki bibliotecznej państwa. Jest tylko doraźne, resortowe zarządzanie sprawami. Od czego trzeba zacząć? Refleksje i uwagi końcoweKierującym EBIBem należą się słowa uznania, ponieważ - od dość dawna nie podejmowano tego tematu, z próbą ogólniejszej refleksji, której brakuje w literaturze bibliotekoznawczej. Brak naukowej podbudowy tego tematu wywiera negatywne skutki, co ujawnia się także w dyskusjach nad kształtem sprawowania opieki państwa nad bibliotekami. Był to zresztą wcześniej (w PRLu) temat tabu. Przekonałem się o tym, kiedy w 1971 r. przedstawiłem prof. Janowi Zieleniewskiemu projekt przygotowania rozprawy nt.: "Państwowa polityka biblioteczna. Model organizacji w Polsce".10) Poradzono mi, abym zarzucił ten temat, ponieważ nieco wcześniej projektowano podjęcie (oczywiście ogólne) tego problemu w Instytucie Filozofii i Socjologii - Zakładzie Prakseologii PAN. Wtedy właśnie "czynniki polityczne" PAN też poradziły zarzucenie tego tematu. I chyba słusznie - bo czyż nauka mogła coś mądrego doradzić wszechwiedzącej Partii oraz jej Komitetowi Centralnemu, gdzie podejmowano wszystkie (z wyjątkiem globalnie rozumianej polityki bibliotecznej) decyzje polityczne do realizacji - przez organa rządowe i ustawodawcze. Dlatego właśnie zamieszczenie na tych łamach11) wypowiedzi Jana Wołosza i Anny Sitarskiej postrzegać trzeba pozytywnie. Referat Wołosza, wygłoszony na konferencji poświęconej sprawom bibliotek publicznych obrazuje stan tego typu bibliotek wobec braku polityki bibliotecznej oraz dominacji aparatu urzędniczego w administracji rządowej i w samorządach terenowych. Koreferat Sitarskiej, chociaż zarzuca referatowi brak ogólniejszego ujęcia problemu (co byłoby chyba niezgodne z tematem konferencji) też uznać trzeba za cenny przyczynek do potrzeby zaistnienia globalnej polityki bibliotecznej w III RP. Stanowimy niewielkie (w porównaniu do innych) środowisko zawodowe i naukowe, ale zajmujemy się bardzo newralgicznym kanałem komunikacji społecznej. Powinniśmy przeto urządzać go w niepodległym państwie tylko i tylko z myślą o potrzebach czytelników. Nie wisi już nad nami ani cenzura ani też dyktatura "partyjnej nomenklatury". Wszelka zatem opieszałość i zaniechania oraz autocenzura stanowić mogą tylko o małoduszności. Od kilku lat obowiązuje nowa ustawa. Mamy Krajową Radę Biblioteczną (KRB), funkcjonującą pod kierownictwem dyrektora Biblioteki narodowej - Centralnej Biblioteki Państwa. KRB ma zatem autonomię, nie jest skrępowana (jak w PRL) w swym działaniu ani osobą podsekretarza stanu ani też presją ideo-polityczną partii, ani też żadną koniecznością podporządkowania się jakiejkolwiek cenzurze. Można mieć wiele wątpliwości co do takiej formy organizacyjnej polityki bibliotecznej, ale czy nie ma ona pozycji startowej do wypracowania długofalowej koncepcji doskonalenia polskiego bibliotekarstwa, i to - niezależnie od aktualnie sprawowanych, resortowych zarządów nad bibliotekami oraz możliwości finansowych państwa? Sądzę, że KRB ma możliwości określenia się nie tylko wobec Ministerstwa Kultury odpowiedzialnego za dział "kultura", KBN - za dział "nauka", MEN - za dział "edukacja", a także wobec Rady Ministrów, podejmującej decyzje strategiczne (w prawie o działach: określa się niefortunnie Radę Ministrów, jako podmiot stanowiący politykę biblioteczną). Może również KRB określić się w roli opiniotwórczej, wobec innych resortów, wobec sejmowych Komisji Nauki, Kultury, Edukacji i in. Czyż to jest mało? Potrzebna jest tylko wola działania. Potrzebni są ludzie (także i młodzi), dynamiczni, kompetentni i zdolni do indukcyjnego myślenia, a nie tylko do "reprezentowania", z którego niewiele wynika dla sprawy. Pewną nadzieję na sprawniejsze współdziałanie organu polityki bibliotecznej z administracyjnym zarządzaniem sprawami bibliotecznymi w różnych resortach administracji rządowej pokładać można w tym, że administracja ta podlega przedmiotowej koncentracji, czego wyrazem są ciągle doskonalone przepisy ustawy z 1997 r. o działach administracji rządowej (Dz. U. z 1999 r. nr 82 poz. 928, z 2000 r. nr 12 poz. 136) oraz przepisy wykonawcze do tego aktu. W ten sposób powstaje ogniwo pośrednie w kontaktach organu polityki bibliotecznej ze wszystkimi urzędami centralnymi, rodzi się możliwość materialnego z ich strony wsparcia dla KRB oraz (a może i przede wszystkim) we wdrażaniu zaleceń organu polityki bibliotecznej. Dlatego nie zgadzam się z poglądem A. Sitarskiej, że "nikt przytomny nie posądzi o to [tj. o zdolność prowadzenia polityki bibliotecznej] Krajowej Rady Bibliotecznej, ani nawet Komitetu Badań Naukowych". Trawestując stwierdzenie zawarte w Traktacie o dobrej robocie T. Kotarbińskiego - że przystępując do jakiegokolwiek działania nigdy nie jesteśmy dostatecznie doń przygotowani, a potrzebnej umiejętności nabywamy w toku tego działania - można by to odnieść i do skali "makro", a więc i do KRB. Bo również i ta Rada nie jest dostatecznie przygotowana, ale ma wstępne warunki nie tylko do spełniania swych zadań wobec całego bibliotekarstwa, ale może też zacząć określać swą rolę w tym zakresie, a nawet zasadnie postulować doskonalenie swych struktur organizacyjnych - z myślą o przyszłej, bardziej efektywnej działalności. Przypisy:1) J. Zieleniewski: O problemach organizacji. W-wa 1970 2) Arystoteles: Polityka. W-wa 1964 3) B. C. Vickery: A rational library system. Libr. Assoc. Rec. Vol. 66: 1964 nr 9. Autor proponuje rozszerzenie pięciu praw bibliotecznych Ranganathana o szóste: "no library can stand alone". Niżej podpisany proponował (zob. przypis 4.) dalsze rozszerzenie tego kanonu o dwa prawa: 7. Każda biblioteka może działać efektywnie tylko we właściwym dla niej systemie bibliotecznym. 8. Każda książka jest środkiem komunikacji społecznej, a każda biblioteka jest koncentrycznym kanałem tej komunikacji 4) T. Zarzębski: Biblioteka w systemie komunikacyjnym nauki. Biul. GBL nr 4/1974 s. 301-319, opracowanie stanowi skrót pracy: Biblioteka w systemie komunikacyjnym nauki. Model krajowego systemu bibliotek naukowych. W-wa 1974 (maszynopis, s. 242 - w Dziale Zbiorów Specjalnych Biblioteki Narodowej). 5) J. Kołodziejska: Lokalność i uniwersalność bibliotek. (Rozdz. VII. Bibliotekarstwo: wolontariusze i profesjonaliści). W-wa 2000. 6) M. Łodyński : U kolebki polskiej polityki bibliotecznej. (1774 - 1794) W-wa 1935 7) M. Łodyński : Materiały do dziejów państwowej polityki bibliotecznej w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim (1807-1831). Wrocław 1958 8) T. Zarzębski: Geneza życie i nauki dekretu. Prz. Bibl. 1986 nr 3 9) Bibliotekarz nr 4/1982 10) T. Zarzębski: Państwowa polityka biblioteczna. Model organizacji w Polsce. Wstępny zarys problematyki. W-wa 1971 (maszynopis, s. 40). 11) EBIB Nr 20 |
![]() |
|
EBIB 6/2001 (24), Zabezpieczenie i ochrona zbiorów. |