 |
Spotkanie w klasztorze wigierskim nie było pierwszym, a na pewno też nie ostatnim, podczas którego rozmawialiśmy o funkcjonowaniu bibliotek w aspekcie jakościowym. Dyskusje prowadzone były w gronie bardzo różnorodnym:
- gości zagranicznych, którzy prezentowali udane projekty zapewniania jakości,
- bibliotekarzy z placówek szkolnych, publicznych różnych szczebli, akademickich (uczelni państwowych i prywatnych), pedagogicznych,
- oraz wykładowców uniwersyteckich.
Przygotowane prezentacje były nadzwyczaj ciekawe. Kilkanaście bardzo różnych referatów, z których większość przedstawiamy w styczniowym i lutowym numerze EBIB 2002, pokazywało, z jak wielu odmiennych perspektyw można spojrzeć na problem jakości usług bibliotecznych, pracy w bibliotece, kształcenia i dokształcania zawodowego. Mówiono m.in. o jakości w wymiarze polityki krajowej (Claude Jolly), jak i w perspektywie jednego tylko ze wskaźników jakości, którym jest czas (Mirosław Górny). Pokazano problem jakości pracy w specyficznych warunkach biblioteki szkolnej (Elżbieta B. Zybert), publicznej (Jadwiga Nowacka), w usługach informacyjnych (Wanda Pindlowa), w ocenie internetowych serwisów informacyjnych (Bożena Bednarek-Michalska), w środowisku wielonarodowościowym (Jan Leończuk).
Poza wykładami odbyły się także spotkanie warsztatowe, kończące konferencję, podczas których uczestnicy mieli okazję w kilku grupach tematycznych podjąć przede wszystkim temat jakości usług dla różnych grup użytkowników. Okazało się jednak, że były one zdecydowanie za krótkie, jak na całą masę zagadnień, które powinny zostać poruszone przy ich sensownej realizacji.
Na Wigry przyjechali bibliotekarze, dla których problemy jakości pracy bibliotecznej i informacyjnej są ważne, którzy próbują w swoich placówkach i środowiskach robić coś dla podniesienia tejże jakości. Konferencja była dla nich okazją do wymiany doświadczeń, podniesienia na duchu (jakże często na co dzień nasza praca graniczy z "walką z wiatrakami"), nie tylko na sali obrad, ale również przy doskonale przygotowanym, pięknym mazurskim ognisku i podczas wycieczki statkiem po jeziorze.
Najważniejsze jednak jest to, żeby coś z tej konferencji pozostało w nas, żeby taki niedosyt sprowokował do kolejnych spotkań i bardziej lub mniej formalnych dyskusji, zmobilizował do działań. Nawet jeśli nie na szerszą skalę, to chociaż na własnym podwórku.
Małgorzata Kisilowska
|
 |