EBIB 
nr 10/2001 (28), Rynek książki.
Wywiady
Poprzedni
artykuł Następny
artykuł     

 
Rozmiar: 45 bajtów


Z Andrzejem Nowakowskim - prezesem Polskiej Izby Książki - rozmawia Jadwiga Wielgut-Walczak

Rozmiar: 45 bajtów

Jadwiga Wielgut-Walczak - Biblioteki na rynku książki to dla Pana uciążliwy egzekutor egzemplarza obowiązkowego, czy może ewentualny partner handlowy, klient ?

Andrzej Nowakowski - Sprawa bibliotek jest sprawą bardzo skomplikowaną. Dla mnie egzemplarz obowiązkowy nie jest uciążliwy, a biblioteki są partnerem, ponieważ Universitas bardzo dużo książek sprzedaje bezpośrednio do bibliotek. Czy tak jest dla innych, to oczywiście kwestia rozmowy z innymi wydawcami; wiem, że dla niektórych jest to problem. Są wydawnictwa, które mają - mówiąc krótko - książki niekoniecznie "biblioteczne". My mamy "biblioteczne" książki. Podstawowym problemem są oczywiście pieniądze. Wszelkie kryzysy na rynku, kryzysy ekonomiczne w Polsce, najłatwiej odbijają się na kulturze, w tym przypadku na bibliotekach, czyli na pieniądzach, które powinny otrzymać z samorządu albo z jakiegoś zakładu pracy. I to jest rzeczywiście dramat. Jeżeli wierzyć danym Biblioteki Narodowej, że rocznie w Polsce likwiduje się około 100 bibliotek lub punktów bibliotecznych, że fundusze na zakup nowości w bibliotekach są takie, iż właściwie mamy w tej chwili tak zwany "przyrost ujemny", czyli więcej książek ubywa z bibliotek niż ich przybywa - no to jest to sytuacja dramatyczna. Tym bardziej dramatyczna, że ta zapaść postępuje w dłuższym okresie czasu i nikt się nad nią na serio nie zastanawia. Jeżeli w przyszłym roku będzie się cięło rozmaite wydatki, ponieważ dziurę budżetową trzeba załatać, to jestem przekonany, że w jakimś sensie dotknie to również biblioteki.

J.W. - Czy Polska Izba Książki współpracuje z bibliotekami jako ośrodkami informacji? Czy widzi możliwości, potrzebę takiej współpracy?

A.N. - Akurat jestem tuż po rozmowie z dyrektorem Biblioteki Narodowej, Michałem Jagiełło. Uzgodniliśmy między innymi, że Polska Izba Książki włączy się, żeby to dobrze określić, nie w akcję, lecz w pewien proces rozmowy między bibliotekami, czyli nabywcami książek, a wydawcami. Krótko mówiąc, chcemy zorganizować w Warszawie seminarium. Na początek o roli bibliotek w Polsce jako ośrodków kultury .

J.W. - Przed jakim forum?

A.N. - Przed bibliotekarzami, ale także przed wszystkimi chętnymi. Polska Izba Książki jest współwłaścicielem Centrum Informacji o Książce. Chcemy teraz po Frankfurcie, zaktywizować działanie CIoK-u, spowodować, aby analizy bezwzględnie potrzebne do diagnozowania rynku były opracowywane przez CIoK dla potrzeb całego środowiska. Odpowiadając więc na Pani pytanie o współpracę między Polską Izbą Książki, a środowiskami bibliotecznymi mogę powiedzieć tak: konkretów na razie nie ma, ale moją rolą jako szefa PIK-u jest doprowadzić do ożywienia kontaktów. Pewne kroki w tym kierunku już podjęliśmy. Zaczynamy od góry, czyli od Biblioteki Narodowej. A w samym Krakowie, w przyszłym roku, zorganizujemy sesję "Od inkunabułu do e-booka", na którą chcemy sprowadzić także Billa Gatesa. Będzie to znakomity powód, żeby rozmawiać z bibliotekarzami, również i o najprostszych problemach. O jednym z nich chciałbym przy okazji powiedzieć - jest to kwestia reprografii. Rynek książki w Polsce traci bardzo dużo pieniędzy na nieuregulowanej kwestii prawa do reprografii. Myślę, że najwięcej tracą wydawnictwa naukowe. Dam Pani konkretny przykład. Wysłaliśmy bibliotece naukowej jednego z uniwersytetów - nie chcę mówić jakiego - książki do dydaktyki. Wkrótce otrzymaliśmy jedną z nich z powrotem z prośbą o lepszy egzemplarz (były rzeczywiście jakieś błędy, chyba niezadrukowana strona), ponieważ oni kserują tę książkę w bardzo dużych ilościach i łatwiej to robić w oparciu o dobre wydanie. To chyba dostatecznie określa stan świadomości.

J.W. - W każdej bibliotece istnieje kserograf...

A.N. - I pracuje bez przerwy. Pytam, co ma z tego wydawca, co ma z tego autor?

J.W. - Dobrze, ale od czego zacząć? Biblioteka nie ma pieniędzy, kupuje jeden egzemplarz.

A.W. - Są przygotowywane rozwiązania, regulacje prawne, będziemy o tym mówić na sesjach Izby. Biblioteka nic na tym nie straci.

J.W. - Zanim poruszymy zagadnienie regulacji prawnych, chciałabym powrócić jeszcze na chwilę do współpracy w zakresie przekazywania informacji. Biblioteki - jedne szybciej, drugie wolniej - zmieniają dzisiaj swoje oblicze. Kończy się czas, kiedy gromadziły u siebie wszystko. W tej chwili zadaniem biblioteki jest niekoniecznie mieć, ale koniecznie wiedzieć, gdzie i w jaki sposób daną informację zdobyć.

A.N. - Tak, to prawda, tylko bez kapitału zewnętrznego daleko się nie zajedzie. Wszystkie systemy informatyczne dotyczące książki - tak jest w Niemczech, we Francji, w Wielkiej Brytanii - kosztują potworne pieniądze. I to jest kwestia pewnej infrastruktury, powiedziałbym, elektroniczno-techniczno-programowej. Brałem kiedyś udział w polsko-amerykańskim seminarium, poświęconemu finansowaniu inwestycji związanych z informacją o książce. To są sumy, które zapierają dech w piersiach. Rzeczywiście, trzeba coś robić, ale bez kapitału, który by uruchomił jakiś program ogólnopolski z perspektywami na przyszłość, nie da się tego problemu ruszyć. A to już są zadania w gruncie rzeczy dla rządu, dla budżetu państwa.

J.W. - Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej w swoim raporcie "Stan czytelnictwa w Polsce. Uwagi do programu jego rozwoju" formułuje identyczne wnioski: "Program nie może więc polegać na jednorazowych akcjach podejmowanych przez instytucje samorządowe i rządowe, ale powinien stanowić zespół działań zintegrowanych, obejmujących różne środowiska: literackie, nauczycielskie, wydawnicze, księgarskie, bibliotekarskie oraz media publiczne. Podstawę dla tych inicjatyw powinno stanowić ustawowe zapewnienie środków finansowych na ich realizację". Może wobec tego jakieś wspólne wystąpienie?

A.N. - Robiliśmy to już wielokrotnie - z bibliotekami jeszcze nie, ale z rozmaitymi innymi środowiskami. Tuż przed wyborami, podczas seminarium w Bibliotece Narodowej, rozmawialiśmy z politykami. Obraz jaki wyłania się po takich rozmowach jest straszny. Nie ma żadnej świadomości, jaką rolę powinno pełnić państwo jako mecenas kultury. Ta świadomość ogranicza się w sferach politycznych do przekonania o rozdawnictwie pieniędzy! Podczas gdy jest to kwestia budowania systemów.

J.W. - Jednak pewne rzeczy, w mniejszej skali, lecz integrujące różne środowiska, już się dzieją: na przykład akcja "Cała Polska czyta dzieciom", której Polska Izba Książki patronuje. Dzień 29 września bieżącego roku - "Dzień wspólnego czytania" - był dość mocno nagłaśniany przez media.

A.N. - Bardzo pozytywnie oceniam tę akcję, choć proszę pamiętać, że jej ocena, nawet najbardziej pozytywna, nie zastąpi działań. Ta akcja miała na celu zwrócenie uwagi, a nie załatwianie czegokolwiek, bo taką akcją się niczego nie załatwi. Mamy naturalnie nadzieję, że to zwrócenie uwagi będzie miało jakiś dalszy ciąg; chcemy, żeby to była cykliczna impreza, na pewno wzbogacimy ją czymś więcej. Dla mnie największym doświadczeniem tej akcji była inicjatywa społeczna właśnie bibliotekarzy z małych ośrodków, stamtąd, gdzie najbardziej brakuje pieniędzy. Jest to kapitał nie do zmarnowania. Pytanie tylko, czy te biblioteki przetrwają? I to jest pytanie, które sobie możemy wszyscy w Polsce postawić. Nie tylko sobie, ale tym, którzy za to odpowiadają.

J.W. - A jeszcze inny rodzaj współpracy - w dziedzinie statystyki. Biblioteka Narodowa to Biura ISBN i ISSN, "Ruch Wydawniczy w Liczbach", raporty Instytutu Książki i Czytelnictwa. Są jednak i inne ośrodki, które badają stan rynku. Czy jest szansa na całościową informację o ruchu wydawniczym?

A.N. - Rzeczywiście, z jednej strony Biblioteka Narodowa, z drugiej Centrum Informacji o Książce, a z trzeciej badania Gołębiewskiego, czyli "Rzeczpospolita". Mówiłem już o intensyfikacji działania CIoK-u. Mamy nadzieję nawiązać współpracę z Instytutem Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej.

J.W. - Przejdźmy zatem do samej Izby Książki. Polska Izba Książki pełni funkcję samorządu gospodarczego i reprezentuje interesy wydawnicze i księgarskie. Czy mógłby Pan w kilku słowach powiedzieć co to tak naprawdę znaczy?

A.N. - Izba Książki, jak każda izba gospodarcza, działa na mocy ustawy, w naszym przypadku jeszcze z końca lat osiemdziesiątych. Nie jest to dobra ustawa i najwyższy czas ją zmienić. Są dwa modele funkcjonowania tego rodzaju izb. Posłużę się tylko jednym przykładem. W Niemczech każde przedsiębiorstwo z branży ma obowiązek należeć do izby. To daje niesłychane możliwości działania - w sensie finansowym, organizacyjnym, gospodarczym, jakimkolwiek. Natomiast w Polsce można być członkiem izby, jeżeli się zechce, na własne życzenie. A przecież Polska Izba Książki jest reprezentantem całego środowiska, związanego z branżą książki. To nie tylko księgarze, nie tylko wydawcy, ale również dystrybucja i rozmaite podmioty dookoła tego krążące, a więc czasopisma, organizacje, etc. Chcielibyśmy także założyć w Polskiej Izbie Książki sekcję bibliotekarską. W moim przekonaniu powinna być taka sekcja w Polskiej Izbie Książki. Złożyliśmy już deklaracje bibliotekarzom.

J.W. - Bibliotekarzom, to znaczy Bibliotece Narodowej, czy może Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich?

A.N. - Stowarzyszeniu. Naturalnie musi to trochę potrwać, ale jest w planach i sądzę, że na przełomie roku powinno dojść do rozmów.

J.W. - Z czego finansuje się Izba? Ze składek?

A.N. - Wyłącznie ze składek członkowskich. Podjęliśmy już jednak pewne próby działania, związane z pozyskiwaniem środków. Polska Izba Książki jest organizatorem wszystkich międzynarodowych targów książki, co wiąże się z dużymi pieniędzmi, a także z możliwością zaistnienia na szerszym forum. Mamy zamiar podjąć jeszcze inne formy działalności, o których jeszcze w tej chwili nie chcę mówić. Będzie parę rewolucji, ale też - podkreślam - Izba Książki nigdy nie robi niczego ponad to, czego chcą jej członkowie.

J.W. - Izba dzieli się na kilka sekcji, odłamów...

A.N. - No właśnie, które czasami mają niekoniecznie zbieżne interesy. One są zbieżne na poziomie bardzo ogólnym.

J.W. - Pan jest prezesem wydawnictwa, Pański poprzednik też był wydawcą. Czy w związku z tym, księgarze, dystrybutorzy nie czują się zdominowani? Słyszy się różne głosy, powstała odrębna Izba Księgarstwa Polskiego.

A.N. - To jest moje prywatne zdanie: nie sądzę, żeby dzisiaj można było powoływać jeszcze jakieś organizacje obok Polskiej Izby Książki, nie widzę szans działania wielu organizacji.

J.W. - Izba Książki zrzesza znaczącą większość wydawców, księgarzy?

A.N. - Absolutnie. Prawie 95% rynku - to jest dużo - mówię przede wszystkim o wydawcach, bo oni określają pewne zasadnicze parametry rynku, ale również o hurtownikach. Z księgarzami jest różnie, ale też i problem księgarstwa polskiego to jest znowu osobny duży problem ekonomiczny.

J.W. - Jak Izba Książki próbuje wpływać na rynek książki? Przez regulacje prawne? Wśród komunikatów PIK można znaleźć informacje o zagadnieniach, którymi w 2000 roku zajmowała się Izba: projekt zmiany prawa autorskiego, ustawy o egzemplarzach bibliotecznych, projekt porozumienia dotyczącego reprografii i przede wszystkim obrona przed podatkiem VAT.

A.N. - Rolą Izby Książki - to wynika z ustawy o izbach gospodarczych - jest recenzowanie wszystkich projektów aktów prawnych od ustawy po rozporządzenia ministerstw. Problem polega na tym - tak było do tej pory, a celowało w tym zwłaszcza ministerstwo finansów - że co prawda, przysyła się nam rozmaite projekty do zaopiniowania, ale na ogół wyniki naszej niesłychanie żmudnej pracy lądują w koszu. Tak, między innymi, było z opodatkowaniem pisma Braille'a, albo z nieszczęsnym 22 procentowym podatkiem od poligrafii. Protestowaliśmy przeciwko takim projektom ustaw, niestety bezskutecznie. Niektóre rzeczy udało się zmienić później, między innymi ustawę o podatku VAT od druku książek i czasopism. Co do stawki VAT na książkę w ogóle, to nie sądzę, żeby ona się dała obronić na dłuższy czas. To oczywiście kwestia procesów dostosowawczych, które pewnie potrwają latami.

J.W. - Izba próbowała uregulować współpracę wydawców i księgarzy przy pomocy "Kodeksu stosunków wydawniczo-księgarskich", chodziło między innymi o cenę katalogową książki. Jak wygląda realizacja tego kodeksu?

A.N. - Przede wszystkim, zapis ceny na książce to jest znowu pewien spór w doktrynie na rynku. Dawniej był on bardziej dramatyczny niż obecnie. Proces wydania książki jest trochę dłuższy niż proces produkcji jogurtu, więc przy wyższej stopie inflacji w Polsce drukowanie cen na książce było niebezpieczne, zarówno z punktu widzenia dystrybutora, jak i wydawcy. Po wtóre, nie we wszystkich krajach na świecie drukuje się ceny na książkach, bo uważa się, że cenę tak naprawdę powinien określać - w punkcie dojścia, czyli tuż przed klientem - księgarz. Ja osobiście jestem zwolennikiem drukowania cen na książkach. Taka właśnie opinia Polskiej Izby Książki zdobywa coraz większą popularność. Proszę zauważyć, że coraz częściej na okładkach książek widzimy wydrukowaną cenę. Argumenty "za" są rozmaite: np. klient w całej Polsce ma tą samą cenę, nie musi się zastanawiać, czy obok w księgarni jest taniej czy drożej; następnie - o wiele łatwiejszy sposób rozliczania książki w łańcuszku od nadawcy do klienta.

J.W. - A co z problemem "taniej książki"? Jakie jest stanowisko Izby wobec sprzedaży w księgarniach "taniej książki", w hipermarketach? Czy nie jest to proces, który rozbija rynek książki?

A.N. - To jest niesłychanie złożona sprawa, liczba opinii i toczących się dyskusji na ten temat jest ogromna. Powiedzmy sobie tak: książka jest pewnym towarem, czyli podlega najnormalniejszemu procesowi ekonomicznemu. Czy może być tania? Może być. Na całym świecie występuje zjawisko "taniej książki". Są tanie księgarnie, tanie książki, są tak zwane wyprzedaże końcówek nakładów - i nic w tym złego nie ma. Wydawca po prostu nie jest w stanie do końca określić liczby egzemplarzy, które są potrzebne na rynku. Robi się badania, one jednak zawsze dają wynik przybliżony. Problemem natomiast jest to, jak duża część książek trafia do "taniej", tzw. "jatki", jak ja ją nazywam.

J.W. - Jeżeli ta sama książka znajduje się jeszcze jako nowa w normalnym obiegu?

A.N. - W tej chwili na rynku polskim są to już bardzo rzadkie przypadki.

J.W. - Czy jest na to jakaś regulacja prawna?

A.N. - Nie, tu się rynek sam pilnuje. Dam przykład. Jeżeli ja, jako wydawca, sprzedaję swojemu dystrybutorowi książki na określonych warunkach i jednocześnie chciałbym to zrobić bez jego wiedzy - sprzedając książki komuś, kto się zajmuje "tanią sprzedażą" - to on natychmiast zadzwoni do mnie i zapyta co ja wyprawiam, czemu uniemożliwiam mu sprzedaż. Jest to kwestia samoregulacji. Jeżeli mam jeszcze w obiegu książki, ale już wiem, że trzeba będzie przeznaczyć jakąś tam część nakładu do "taniej książki", to informuję o tym dystrybutora, albo nawet wręcz zabieram mu te książki, żeby go nie narażać na straty. Ten mechanizm już w Polsce działa. Natomiast jest oczywiście dyskusyjną kwestia sprzedaży książek w hipermarketach. Ja, z powodów tak zwanych kulturowych, buntuję się, żeby sprzedawać książki na wagę. Tylko, że to jest mój problem, powiedziałbym, ideowy, moralny, nie wiem jaki jeszcze - ale nie ekonomiczny. No bo właściwie - dlaczego nie?

J.W. - Jakiego rodzaju są to książki: czy to także książki, które już zniknęły z księgarni?

A.N. - Tak, to są książki, których już - praktycznie rzecz biorąc - nie ma w normalnym obiegu. Nie może Pani na przykład kupić 10 dkg Szymborskiej w hipermarkecie i tę samą Szymborską, mierzoną już nie w dekagramach tylko w wolumenie, w księgarni. Może się to na małą skalę gdzieś zdarzyć, ale to nie decyduje o rynku.

J.W. - Czyli niezwykle ważna jest dobra współpraca z dystrybutorami? W najnowszym "Rynku książki w Polsce" Łukasza Gołębiewskiego znalazłam takie zdanie: "Wydaje się, że środowisko wydawców i księgarzy powinno reagować na masowe przeceny i nie dopuszczać do sytuacji, gdy kilka milionów egzemplarzy w krótkim czasie trafia na tanią książkę".

A.N. - To są pewne ideały, do których długo jeszcze będziemy dochodzić; ale naturalnie, rola dystrybutorów jest duża.

J.W. - Łukasz Gołębiewski proponuje system ubezpieczeń dla wydawców, którzy przeszacowali nakłady.

A.N. - Proszę bardzo, tylko że ubezpieczenia kosztują.

J.W. - W jaki sposób Izba pomaga swoim członkom? Czy może im sfinansować badania rynku?

A.N. - Ależ skąd, nie ma na to środków.

J.W. - Czy wobec tego doradza? Na przykład w procesach prywatyzacji?

A.N. - Oczywiście, że doradza i oczywiście, że zajmuje się tysiącem bieżących rzeczy, które są związane z tysiącem rozmaitych zapytań. To też stawia przed nami zadania. Powinniśmy założyć biuro prawne z prawdziwego zdarzenia, ale to znowu jest kwestia finansów.

J.W. - Ile osób zatrudnia Biuro w Warszawie?

A.N. - W tej chwili mamy cztery osoby na etacie w Biurze, a reszta działa społecznie. Ja jako prezes Polskiej Izby Książki działam absolutnie społecznie, czyli mówiąc wprost dokładam do tego interesu.

J.W. - Teraz też Pan pracuje społecznie, ponieważ EBIB także działa społecznie i ja nic nie mogę zaofiarować za ten wywiad, poza tym, że ukaże się w przyzwoitym czasopiśmie.

A.N. - O tym nawet nie musi Pani mówić, to jest jasne.

J.W. - Co jest najtrudniejsze na rynku książki: dystrybucja, upadanie hurtowni?

A.N. - Problemów jest masa, to zależy od skali. W tej mniejszej - oczywiście: rozsypujący się rynek dystrybucji, zanikające księgarnie. Najważniejszym jednak jest absolutny spadek czytelnictwa w Polsce. To jest największy problem: liczba ludzi czytających w Polsce.

J.W. - Za drogie książki, czy ludzie za biedni? Bo to nie to samo.

A.N. - Przyczyn jest wiele i są one związane nie tylko z samym rynkiem książki. Na przykład jednym z zasadniczych problemów jest problem edukacji. Jeżeli w szkole podstawowej i średniej - w tym okresie, kiedy kształtuje się pewien model funkcjonowania w świecie - nie wyrabia się nawyku czytania książek, traci się kolejne pokolenia dla książki. Później, po latach nie czytania nie sięgnie się już do książki. W moim przekonaniu już prawie dwa pokolenia mamy dla książki stracone. Pauperyzacja społeczeństwa, tak a nie inaczej ukształtowane nawyki konsumpcyjne powodują, że oszczędzanie zaczyna się od książki. A książka rzeczywiście jest droga, bo koszty produkcji są wysokie.

J.W. - Jakie w takim razie są prognozy?

A.N. - Rozmaite, ale raczej niewesołe. Jeżeli nie ma polityki kulturalnej państwa, jeżeli nie ma poczucia, że państwo jest mecenasem kultury - to będą efekty takie jakie widzimy. W zachodniej Europie są potężne nakłady na kulturę, przy czym robione to jest innymi metodami niż w Polsce: nie rozdawnictwem, a na przykład zwolnieniem od podatku.

J.W. - Czy może Pan skomentować tegoroczną nagrodę IKAR-a? Dostał ją EMPIK, sieć księgarni. Czy to oznacza - Pan jest w gronie jury - poparcie dla tego typu księgarstwa?

A.N. - Tak, jak najbardziej.

J.W. - Czy to jest odwrót od księgarstwa detalicznego?

A.N. - Nie, oni przecież prowadzą działalność jak najbardziej detaliczną. To jest kwestia kapitału. EMPIK-i zawsze miały sieć, wszystko się od pieniędzy zaczyna. EMPIK w moim przekonaniu jest w tej chwili jedną z ważniejszych instytucji kulturalnych opartych na całkowicie komercyjnych zasadach. Dlatego dostali nagrodę.

J.W. - Młode pokolenie chętnie tam przychodzi. Znam głosy, chociażby z rodzinnego podwórka, że to świetnie móc kupować razem książkę i perfumy.

A.N. - Jest to po prostu robione nowocześnie. Tak powinno być. Bez zadęcia, bez ideologii, bez opowiadania o wielkich rzeczach.

J.W. - Nie można Andrzejowi Nowakowskiemu nie zadać pytania o targi książki. Wszyscy pamiętamy ubiegłoroczny sukces Polski we Frankfurcie. Muszę tylko koniecznie dodać, że EBIB przygotował wydanie specjalne na Targi w postaci CD-ROM-u.

A.N. - I jak się udało?

J.W. - Znakomicie się udało, było duże zainteresowanie. Krążek prezentował większe polskie biblioteki oraz naturalnie dorobek i działalność EBIB-u. Nie wymagamy jednak, aby pełnomocnik ministra o tym wówczas wiedział.

A.N. - Wiem, że bibliotekarze byli w dziewiątej hali, a takie inicjatywy, o których Pani mówi, bardzo sobie cenię.

J.W. - Wróćmy do właściwego tematu. Co w tym roku we Frankfurcie?

A.N. - Nie można być gościem honorowym co roku, w tym roku będzie nim Grecja. Mamy mniejsze stoisko, 300 m kwadratowych - i całkiem inną filozofię tego stoiska. Uważamy, jako organizatorzy, że należy trochę spuścić z tonu: mniej prezentacji a więcej biznesu. Targi książki to jest typowo biznesowa instytucja.

J.W. - O to chciałam zapytać: targi książki mają być zamkniętą biznesową instytucją czy kiermaszem? Od ostatnich MTK w Warszawie słyszy się wiele krytycznych ocen samej ich formuły. Bardzo proszę o kilka słów wyjaśnienia, na czym polega różnica między targami w Warszawie i we Frankfurcie?

A.N. - Właściwie są same różnice, a jedyną rzeczą, która łączy obie imprezy targowe jest to, że gromadzą ludzi książki. Targi książki nie są kiermaszem. Wszystkie profesjonalne targi książki na świecie to jest moment, kiedy spotykają się wydawcy po to, żeby sprzedawać prawa. Sprzedawać prawa do książek - agentom, innym wydawcom. Jest to oczywiście też pewien moment - taki psychologiczny, podsumowujący cały rok pracy wydawców, agentów, no po prostu ludzi branży, ponieważ na samych targach już się de facto podpisuje kontrakty. Krótko mówiąc, spotyka się branża na targach i handluje. Mało kto o tym wie, choć mówimy o tym nieustannie, że regulamin międzynarodowych targów książki zabrania sprzedaży książek. Nie ma możliwości sprzedawania, czyli robienia kiermaszu. To, co dzieje się w Polsce, nie ma - jak na razie - nic wspólnego z targami w stylu zachodnim. Jest to po prostu kiermasz połączony z elementami festynu i święta.

J.W. - Dlaczego tak jest?

A.N. - Taka była tradycja do tej pory i jest ona już niedobrą tradycją. Najprawdopodobniej targi międzynarodowe w Warszawie w roku przyszłym zmienią się. Nie będę Pani mówił o szczegółach, bo odbywa się to dosyć dramatycznie, jest dużo problemów, ale my już powiedzieliśmy - koniec. Z jednej strony, święto, kiermasz i przyjemna atmosfera, ale z drugiej, wydawcy mówią, że mają tego dość. I nie będą brali udziału w czymś takim.

J.W. - Nie odnoszą korzyści?

A.N. - Żadnych!

J.W. - Księgarze też ponoszą straty, zanika ruch w księgarniach.

A.N. - Kiermasz jest tylko i wyłącznie sposobem odzyskania części kosztów, które ponoszą przy wynajmowaniu powierzchni, nie mając w gruncie rzeczy żadnego poczucia, że uczestniczą w targach. To znowu bardzo złożony problem. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, dlaczego tak długo to trwa i kto jest za to odpowiedzialny.

J.W. - Izba Książki powinna znacząco wpłynąć na zmianę formuły?

A.N. - Oczywiście, w moim przekonaniu jest to głównie rolą Polskiej Izby Książki. Nikt inny za nas tego nie zrobi. Myślę, że nam się to uda.

J.W. - Czy mogę na koniec spytać, jak się Panu udaje prowadzić wydawnictwo i być prezesem Polskiej Izby Książki?

A.N. - Mówiąc wprost nie udaje mi się. Działalność społeczna ma swoje - jak mawia Wałęsa - plusy dodatnie i plusy ujemne. Plusem ujemnym jest to, że od prezesa Polskiej Izby Książki powinno się już dzisiaj wymagać ośmiogodzinnego dnia pracy, na miejscu w Warszawie, a skoro tak, to powinny być jakieś regulacje ekonomiczne.

J.W. - Ile trwa kadencja prezesa Izby?

A.N. - Trzy lata, a niekoniecznie ona może w moim przypadku potrwać trzy lata, bo ja muszę podjąć decyzję co dalej.

J.W. - To dopiero pierwszy rok.

A.N. - Tak, ale jeżeli prezes jest w miarę odpowiedzialny, to musi wyciągać wnioski. A te wnioski są następujące: dzisiaj dużym zagrożeniem, czy jednym z zagrożeń dla Polskiej Izby Książki jestem ja sam. Przed chwilą powiedziałem, dlaczego.

J.W. - Jak się ma Universitas?

A.N. - Dobrze się ma, rozwijamy się, ale jednak zaniedbuję pewne codzienne obowiązki. Nie da się dzielić odpowiedzialnie Warszawy i Krakowa, czyli używać pociągu jak tramwaju.

J.W. - A tu są jeszcze wykłady, które Pan lubi i czasami prowadzi.

A.N. - No więc właśnie. Jeszcze obowiązki na Uniwersytecie, studenci, którym powinienem poświęcić więcej czasu.

J.W. - Wobec tego, dziękując bardzo za rozmowę, życzę Panu rozwiązania trudnych problemów i podjęcia właściwych decyzji.

Rozmowa odbyła się w dniu 8 października 2001 roku, w Krakowie; tekst autoryzowany.

Rozmiar: 45 bajtów Na początek Rozmiar: 45 bajtów


 
Z Andrzejem Nowakowskim - prezesem Polskiej Izby Książki - rozmawia Jadwiga Wielgut-Walczak [Dokument elektroniczny]. - Warszawa : KWE SBP. - EBIB ; 2001 nr 28. - Tryb dostępu : http://www.ebib.pl/2001/28/nowakowski.html