 |
W przeciwieństwie do opinii kolegi Mirosława Górnego, wydaje mi się, iż dyskusja toczy się zupełnie normalnie.
Otóż na początku każdy wypowiada swoje kwestie. Właściwa dyskusja powinna zacząć się dopiero, gdy zaprezentowanych zostanie co najmniej kilka "dyskusyjnych" stwierdzeń, które dadzą podstawy do ustosunkowania się do głosów poprzedników.
Obecna dyskusja na temat kształcenia bibliotekarzy jest kolejną z serii organizowanych dyskusji na ten ważny temat. Kilka lat temu, uczestnicząc w dyskusji zorganizowanej przez Instytut Bibliotekoznawstwa UJ, byłam mile zaskoczona wprawdzie jeszcze dość skromną, ale już wyraźnie zmieniającą się ofertą programową studiów bibliotekoznawczych, które zaczęły wyraźnie różnicować swoje oferty. Po kilku latach, które upłynęły, należałoby spodziewać się jeszcze większego zróżnicowania programów w poszczególnych ośrodkach kształcenia bibliotekarzy. Myślę, że to jest ważne, aby młodzi adepci bibliotekoznawstwa mieli różnorodne kwalifikacje pozwalające im na podejmowanie coraz bardziej różnorodnych prac, z jakimi można spotkać się w bibliotekach.
Wrócę jednak do toczącej się tu dyskusji, zaczynając od kwestii podstawowej, której brak w dyskusji sugeruje Pan Górny. Czy w ogóle kształcić bibliotekarzy?
Pierwszą prowokacyjną próbę zaprezentował Pan Henryk Hollender, pisząc: nie należy kształcić bibliotekarzy, bo ich nie ma. Prawie nie ma. Pan Hollender prezentuje "dwa oblicza" (proszę nie mylić z dwulicowością), gdyż wcześniej zajmował się kształceniem, teraz zaś głównie reprezentuje praktyków - bibliotekarzy, kierując jedną z największych bibliotek polskich. Oczywiście po tej prowokacji dodaje: kształćmy bibliotekarzy, ale tak, żeby było ich niewielu i żebyśmy mogli wymagać od nich.
Pierwszy głos ze strony "praktyków", podważający nie wprost zasadność kształcenia bibliotekarzy, prezentuje Pani Bożena Michalska, która przedstawia się jako "niewykształcona bibliotekarka", która nie widzi potrzeby zdobycia wykształcenia bibliotekarskiego. Pani Bożena, mimo braku wykształcenia bibliotekarskiego, jest redaktorem naczelnym EBIBu, sama kształci studentów bibliotekoznawstwa na praktykach wakacyjnych. Jednocześnie jednak Pani Michalska wypowiada się za porządnym kształceniem fachowców dla bibliotek, archiwów, wydawnictw, specjalistów IT.
Z kolei Pani Bogumiła Wojciechowska-Marek, której gratuluję osiągnięć, uważa, że studia nie przygotowują do codziennej pracy w małej bibliotece, gdzie niemożliwy jest wyspecjalizowany podział czynności.
W pierwszym tekście Pan Górny stwierdził, że 1) nie da się na studiach wykształcić specjalisty, 2) studia to nie kursy i szkoda na nie czasu, 3) nie kształcimy dla dzisiejszych bibliotek - kształcimy dla jutra.
To tylko wybrane tezy, z którymi się zgadzam. W drugim tekście Pana Górnego jest wiele pytań, na które Pan Górny nie chce dać odpowiedzi, lecz chciałby posłuchać, co inni myślą na ten temat.
Prawdopodobnie trudno będzie uzyskać odpowiedzi na tyle pytań, zwłaszcza że te dyskusje toczą się od wielu lat i nigdy jeszcze nie usłyszeliśmy odpowiedzi, które zadowoliłyby wszystkich. I tak jest i na tym Forum, gdzie Pan Stefan Kubów postuluje, aby bibliotekarzy uczyć języków obcych, a Pan Górny ripostuje, że języków należy nauczyć się już w szkole podstawowej. No cóż, według najnowszych trendów należy zaczynać nie tylko od przedszkola, ale od pierwszego roku życia. Ale kto zaczyna, ten zaczyna. Nie wszyscy mieli takie szczęście i nadal nie wszędzie, z różnych powodów, dzieci będą znały języki obce przed pójściem na studia.
Podobnie na propozycję Pani Michalskiej przekonującej, że bibliotekarz musi umieć pozyskiwać pieniądze z funduszy unijnych, pisać wnioski o granty, Pan Górny reaguje twierdzeniem, że to wynaturzenie i bibliotekarzowi należy zapewnić wszystkie fundusze. I tak co człowiek, to inny pogląd.
Odchodząc na chwilę od sprawy kształcenia, a zatrzymując się nad zagadnieniem, czy bibliotekarz musi umieć zdobywać pieniądze, czy też nie, popieram jednak głos Pani Bożeny Michalskiej. Zdobywanie funduszy na działalność jest jednak wszędzie na świecie obowiązkiem bibliotekarza. Oczywiście mówimy tu o rozwijaniu dodatkowych serwisów, nie zaś zabezpieczeniu normalnego funkcjonowania biblioteki. Jeżeli biblioteka ma ambicje unowocześniania swoich serwisów, świadczenia nowych usług, to musi zdobyć na to fundusze. Później, gdy te usługi zostaną zaakceptowane i okażą się potrzebne, fundusze "same się znajdują". Nie należy jednak oczekiwać i wymagać umiejętności zdobywania funduszy od wszystkich bibliotekarzy. Wystarczy, że za te zadania odpowiedzialna będzie kadra kierownicza bibliotek. Oczywiście nie powinno się wykluczać z kręgu takich działań innych osób, które mają wrodzone umiejętności w tym kierunku i chcą je rozwijać. Natomiast na ile studia bibliotekoznawcze powinny do takich działań przygotowywać? Myślę, że w pewnym stopniu tak, ale nie można stawiać tego zagadnienia jako pierwszoplanowego w kształceniu na poziomie wyższym. Jest to po prostu jeden z elementów zarządzania instytucją. Trochę nam chyba brakuje w kształceniu zarządzania nowoczesną biblioteką.
Mimo iż dyskusja rozpoczęła się głosem Pani Bożeny Biernackiej postulującej, że kształcenie bibliotekarzy powinno odbywać się tylko na poziomie wyższym i nie powinno być kształcenia dwustopniowego, coraz bardziej skłaniam się ku opcji wprost przeciwnej.
Myślę, że kształcenie bibliotekarzy powinno być bardzo zróżnicowane. Powinno istnieć studium zawodowe, którym zachwycona jest Pani Elżbieta Gromadzka, gdyż tam uczy się bardzo dobrego warsztatu i podstaw pracy bibliotekarskiej.
Uważam, że powinny także istnieć studia podyplomowe, którym Pani Gromadzka z kolei odmawia racji bytu. Powinny to być studia zróżnicowane, na których mogliby się wykształcić ci, którzy trafili do bibliotek z innych zawodów, z innych kierunków. Podobnie muszą odbyć inne studia podyplomowe bibliotekoznawcy, którzy po skończeniu studiów bibliotekoznawstwa i informacji naukowej zdecydowali się na pracę w instytucjach, gdzie inne specjalistyczne wykształcenie jest wymagane.
I może, co zabrzmi jak herezja, dobrze byłoby wrócić do modelu z zamierzchłych czasów i u nas stosowanego, ale wielokrotnie wyśmianego i odrzuconego. Model ten istnieje jednak w Anglii i ma się całkiem dobrze. A mianowicie, studia bibliotekoznawcze drugiego stopnia, na które trafiają historycy, poloniści, ekonomiści i inni specjaliści.
Dlaczego skłaniam się ku temu? Wydaje mi się, że na studiach bibliotekoznawczych uczy się wielu przedmiotów, które nie mieszczą się w pakiecie przedmiotów zawodowych. Między innymi chyba także dlatego tak trudno określić czym są, czym powinny być studia bibliotekoznawcze (proszę nie zapominać o drugim członie tych studiów - i informacji naukowej). Z całą jednak pewnością studia to nie kursy. Studia powinny nauczyć myśleć perspektywicznie, dać absolwentowi umiejętność rozwiązywania problemów, ogólną wiedzę na temat zawodu bibliotekarskiego, pojęcie, na czym polega i dlaczego potrzebne jest katalogowanie i inne zajęcia biblioteczne. Każdy absolwent powinien nie tyle mieć umiejętność wykonywania pracy na powierzonym mu stanowisku od razu, z marszu, ale przede wszystkim... ocenienia, czy to, co się robi w bibliotece na stanowisku, na które trafi, robi się należycie, czy to w ogóle ma sens. A może należałoby coś zmienić w starych przyzwyczajeniach, podejść ergonomicznie do zadań. Nieskażone praktyką spojrzenie może okazać się bardzo pomocne.
Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne, szczególnie po lekkim szoku, którego doznałam, uczestnicząc w kursie nt. zarządzania biblioteką prowadzonym przez "księcia bibliotekarstwa angielskiego" Profesora Maurice Line'a, który twierdził, że bibliotekarz powinien zmieniać pracę co pięć lat. Wtedy zszokowana, teraz przyznaję mu rację. Unikamy przez to marazmu, w który wpadamy, a którego nie dostrzegamy. Unikamy niepotrzebnego przywiązania do kawałka "własnego parapetu" z własnym kwiatkiem. A przecież biblioteka jest złożonym organizmem, w którym funkcjonujemy, a którego często nie znamy, prześcigając się w deklaracjach, że najważniejszym jest... Podobnie twierdzi też jeden z naszych wykładowców Simon Francis: jeżeli wykonujesz tę samą pracę w taki sam sposób przez 5 lat, to robisz to źle. Tak, niestety, to prawda! Zmienia się świat, zmieniają się realia i nasze otoczenie. Musimy zmieniać się i my, musimy zmieniać nasze działania, nasze biblioteki, badać potrzeby naszych użytkowników. I wtedy okaże się, że ledwie coś nowego wprowadziliśmy, a już jest to przestarzałe. Jak więc studia bibliotekoznawcze będą mogły nauczyć nas prawidłowego wykonywania zawodu? Studia mogą dać nam ogólną wiedzę, nauczyć nas myśleć i rozwiązywać problemy. Dać nam do ręki narzędzia, których użycie będzie zależało od wielu czynników, w tym naszej inteligencji. Czy obecne studia dają nam takie możliwości?
Ale aby można było dyskutować o studiach bibliotekoznawczych, zacząć jednak by trzeba od pragmatyki zawodowej, od ochrony zawodu bibliotekarza. Jeżeli tego nie zrobimy, to możemy uważać, że takiego zawodu nie ma i w związku z tym po cóż kształcić bibliotekarzy? Wtedy mamy tylko bibliotekarza z tabeli płac, który starzeje się w sposób udokumentowany, zajmując stanowiska od młodszego do starszego i najstarszego bibliotekarza, czasami tylko zaprzeczając widocznemu postępowi czasu stanowiskiem młodszego bibliotekarza kontrastującym z prześwitującą na skroniach siwizną.
|
 |